Jego błyszczące szaroniebieskie oczy wyrażały zwykłą obojętność. Jego oblicze było puste jak krystalicznie czysta biała karta. Czarne włosy otaczały twarz. Aż mnie świerzbiło, żeby wyciągnąć rękę i zagłębić się w te gładkie kosmyki. Chciałem to zrobić, ale musiałem się powstrzymać. Nie pozwoliłby mi, a ja nie chciałem być nachalny.
Wpatrywał się w krajobraz za oknem powozu. Jego twarz przybrała wyrazu niespokojnej, jakby bił się w myślach. Chciałbym wiedzieć, co zburzyło jego spokój.
– Levi?
Drgnął i spojrzał na mnie.
– Tak?
– Za chwilę będziemy na miejscu.
Zawahał się i po ułamku sekundy przytaknął. Nie chciałem, żeby rozmowa się urwała i żeby z powrotem zagłębił się w swoich myślach.
– Jest jakieś miejsce, do którego chciałbyś pójść? – spytałem.
– Nie, czemu pytasz?
– Załatwienie zgody na wyprawę to jedno, ale spędzimy tam parę dni i będziemy mieli sporo wolnego czasu.
– Aha.
Wyraźnie chciał powiedzieć coś więcej, ale zamilkł, ponieważ wjechaliśmy do Mitrasu. Stolica. Bywałem tutaj już parę razy, ale tylko jeden pobyt utkwił mi w pamięci – kiedy poznałem Levia. Był wtedy przywódcą bandy, która musiała kraść albo zabijać, żeby zarobić na jedzenie. Od tamtych czasów znacząco się zmienił. Od tamtych czasów również jestem w nim beznadziejnie zauroczony. Jednak nasza praca jest zbyt niebezpieczna, żebym mógł wyznać mu to – nie chcę, aby odczuł to jako ciężar.
W ciszy podjechaliśmy pod kwaterę sztabu głównego a powóz zatrzymał się delikatnie. Pierwszy otworzyłem drzwiczki i wyszedłem, Levi tuż za mną. Czekała na nas delegacja z żandarmerii na czele z ich dowódcą. Zasalutowaliśmy na powitanie, po czym Nile Dok zmarszczył brwi.
– Nie wspomniałeś, że ktoś z tobą przyjedzie, Erwinie – rzekł.
– Czy to jakiś problem? – odpowiedziałem.
– Nie. – Nile zwrócił się do jednego ze swoich podopiecznych i kazał przygotować następny
pokój. Tamten pobiegł truchtem do budynku. – Chodźmy.
Powoli poszliśmy do sztabu i zostaliśmy z grubsza oprowadzeni po wszystkich ważniejszych salach. Dla Levia wszystko musiało być nowe, chociaż ja jeszcze pamiętałem gdzie co jest. Na koniec pokazali, gdzie są nasze pokoje – w ekspresowym tempie udało im się wyczyścić następne lokum po lewej od mojego.
Żandarmi zostawili nas, żebyśmy odpoczęli w spokoju po kilkugodzinnej podróży. Otworzyłem drzwi do mojego pokoju i omiotłem go wzrokiem. Na wprost wejścia było okno, pod którym stało biurko wraz z chybotliwym krzesłem. Obok biurka łóżko, które niczym nie przypominało pryczy zwiadowców. Po lewej od wejścia została umiejscowiona wąska szafa, pod którą stały dwa nasze plecaki. Naprzeciw nich, w ostatnim rogu był fotel i mały okrągły stolik z karafką pełną wody. Chciałem już zamykać drzwi, ale nagle pojawił się Levi i przeszedł pod moim ramieniem.
– Levi, co ty...? – spytałem zaskoczony.
– W moim pokoju jest brudno – odparł beznamiętnie. – Mogę zostać przez jakiś czas z tobą?
Ze mną w jednym pokoju? I to jeszcze w pokoju, w którym jest łóżko? Powoli przymknąłem drzwi.
– Pewnie, rozgość się – powiedziałem.
– Dzięki.
Pragnąc ukryć moje myśli, które na pewno wymalowały się jasno na mojej twarzy, chwyciłem za plecak i usiadłem przy biurku. Zacząłem grzebać w torbie, ukradkiem obserwując Levia, który usiadł w fotelu i założył nogę na nogę.
Wyjąłem obszerną teczkę i zacząłem studiować dokumenty zdesperowany, żeby odciągnąć myśli jak najdalej od mężczyzny siedzącego w fotelu. Mam pracę do wykonania. Nie mogę pozwolić sobie na wyobrażanie dziwnych rzeczy związanych z Leviem.
– Nie możesz chociaż na chwilę oderwać się od pracy? – spytał.
– Wybacz. – Nie oderwałem wzroku znad papierów.
– Może wyjdziemy gdzieś?
Zmusiłem się przybrać obojętny wyraz twarzy i spojrzałem na niego.
Levi, to będzie pierwsza wyprawa, którą będę dowodził. Nie potrafię się zrelaksować ani o tym zapomnieć.
– Skoro wolisz siedzieć i się zamartwiać, twój wybór – powiedział z jadem w głosie. – Ja idę na świeże powietrze.
– W porządku.
Levi wyszedł. Odetchnąłem, chociaż zrobiło mi się głupio, że tak go potraktowałem. Chciałbym być dla niego kimś bliskim, ale cały czas go odpycham. Nie mając nic lepszego do roboty, skupiłem się na dokumentach, które miały być tylko przykrywką do zignorowania obecności Levia. Wkrótce rozpadało się i wyjrzałem za okno. Ciekawe czy Levi zdążył już wrócić, czy jednak zmoknie. Czekałem. Nie przychodził, więc wstałem i zacząłem krążyć po pokoju. Skupiłem się na jutrzejszym spotkaniu i nadchodzącej wyprawie za mury. Może żywiłem zbyt wielkie nadzieje na osiągnięcie czegoś, ale gdybym nie wierzył, że nam się powiedzie, nie powinienem w ogóle myśleć o wyruszeniu. Podszedłem do okna i wpatrywałem się w ulicę poniżej. Deszcz przeszedł w lekką mżawkę. Spiąłem się, kiedy nagle usłyszałem skrzypienie drzwi. Odwróciłem się przodem do nich.
W wejściu stał przemoczony Levi. Włosy kleiły mi się do czoła, tak samo jak ubranie do ciała. Cholera. Koszula oraz spodnie zaczęły prześwitywać i zmusiłem się do oderwania od nich wzroku.
– Levi, jesteś cały mokry – rzuciłem na powitanie, podchodząc do niego. – Rozbieraj się.
To nie powinno tak zabrzmieć. Uciszyłem wyobraźnię.
– Chciałbyś, zboczeńcu. Biorę tylko plecak i idę do siebie.
Nie mogłem mu na to pozwolić. Złapałem go za rękę.
– W twoim pokoju jest brudno, prawda? Przebierz się tutaj. Jeśli chcesz, mogę wyjść.
Z chęcią bym został, ale tego nie mogłem powiedzieć.
– Tak, wyjdź.
Puściłem go i wyszedłem, tak jak żądał. Czego się spodziewałem, że powie, żebym został? Poczekałem parę minut, zanim Levi dołączył do mnie na korytarzu. Mokry mundur zamienił na cywilne ubranie. Tylko włosy wciąż lepiły mu się.
– Muszę zanieść je do suszarni – powiedział.
– Wiesz, gdzie jest?
– Trafię, nie martw się.
Levi poszedł w kierunku odwrotnym do pralni. Cóż, nie miał pojęcia, gdzie ona się znajduje. W gruncie rzeczy można było tam trafić dwiema drogami, kapral wybrał tą dłuższą.
Okropnie by było, gdyby się przeziębił, więc postanowiłem przynieść mu herbatę. Po drodze zaczepiłem mijaną sprzątaczkę i powiedziałem, żeby przyszła do pokoju Levia i wyczyściła wszystko jak należy. Poszedłem krótszą trasą do suszarni, ale wcześniej skręciłem do kuchni, która była niedaleko. Poprosiłem o przygotowanie dwóch kubków i jedna z kucharek bez słowa zaparzyła herbatę. Kiedy czekałem, zagadał do mnie żandarm, z którym kiedyś odbywałem trening jako kadet. Nie pamiętałem jego imienia, chociaż twarz była znajoma. Przeprosiłem go, gdy kucharka mnie zawołała, po czym chwyciłem kubki i ruszyłem do pokoju. Szedłem jak na szpilkach, próbując nie wylać na siebie wrzątku, ale udało się i bezpiecznie postawiłem kubki na małym stoliku. Levi jeszcze nie wrócił, więc zamiast bezczynie siedzieć, postanowiłem wypakować rzeczy z mojego plecaka i powkładałem je do szafy. Kiedy skończyłem, włożyłem tam również pustą torbę, po czym ruszyłem do fotela.
Drzwi się otworzył w momencie, w którym usiadłem. Zniesmaczony wstałem powoli.
– Siadaj – kazałem, wskazując fotel, a Levi wykonał bez sprzeciwu.
Sięgnąłem do szafy i wyjąłem z niej ręcznik
– Wciąż masz mokre włosy – stwierdziłem.
Levi wyciągnął rękę po ręcznik, ale odtrącił ją i sam zacząłem wycierać jego włosy. Nie mogłem przegapić takiej okazji, żeby dotknąć parę czarnych kosmyków.
Levi nie był z tego zadowolony i odsunął się jak najdalej. Zabrałem w milczeniu ręce, zostawiając ręcznik na jego włosach. Szkoda. Poszedłem po krzesło na drugi koniec pokoju i postawiłem je po przeciwnej stronie stolika. Podsunąłem w stronę mężczyzny kubek z herbatą.
– Pij póki gorące – powiedziałem.
Zdjął ręcznik i powiesił go na oparciu fotela, po czym sięgnął po herbatę i upił łyk. Wyraźniej rozluźnił się po tym małym incydencie.
– Poprosiłem sprzątaczkę, żeby przyszła do twojego pokoju – powiedziałem.
– Dziękuję.
Wpatrzyłem się w napój, nie myśląc o niczym konkretnym. Czy herbata jest już wystarczająco chłodna do picia?
– Przygotowałeś wszystko na jutrzejsze spotkanie? – spytał Levi, przerywając ciszę.
– Tak sądzę – odpowiedziałem.
– Kiedy chcesz wyruszyć?
– Za dwa tygodnie.
Wypił swoją herbatę do końca, chociaż ja nie ruszyłem mojej. Po jakiejś godzinie przyszedł Nile. Wtedy Levi pożegnał się i poszedł do swojego pokoju, który miałem nadzieję, że został już wyczyszczony.
Rozmawialiśmy z Nilem o naszej pracy i wspominaliśmy stare czasy. Kazał mi znaleźć sobie dziewczynę, ale nie skomentowałem tego, więc pomyślał, że wciąż kocham Marie. Szczerze mówiąc już dawno o niej zapomniałem. Pogratulowałem tylko, że to jego Marie wybrała i zakończyliśmy ten niezręczny dla obu temat.
Nazajutrz poszedłem sam na audiencję u króla. Przedstawiłem plan wyprawy oraz cele i czekałem niespokojnie na odpowiedź. W końcu dostałem zgodę.
Cały pobyt w stolicy trwał trzy dni, wciągu których starałem się unikać bycia sam na sam z Leviem. Odetchnąłem z ulgą, kiedy wróciliśmy do kwatery, jednak szybko przestałem być zadowolony.
Dwa tygodnie później większa część Oddziału Zwiadowców ruszył na kolejną wyprawę za mury.
I wtedy okazało się, że to była porażka. Słyszałem krzyki zjadanych żołnierzy za mną, ale gnałem nieustannie na wprost razem z Mike i Leviem. Chciałem dotrzeć do jakiegoś miejsca, które odpowiedziałoby na pytania, ale nic takiego się nie zdarzyło. Ludzkość nic nie zyskała na tej wyprawie. W końcu zażądałem odwrót. Wszyscy mieli te same twarze jak po przejściu wszystkich kręgów piekła. Nie chciałem widzieć ich wzroku, ponieważ nie mogłem powstrzymać się od myślenia, że patrzą na mnie z wyrzutem. Zapewne tak było, w końcu to przeze mnie wyjechaliśmy.
Ominąłem wielki głaz i nagle przede mną pojawił tytan. Z hukiem postawił nogę tuż obok konia. Spadłem i uderzyłem w ziemię.
– Erwin! – krzyknął Mike, ale jego głos pochodził jakby z oddali.
Zamknąłem oczy zamroczony.
Ocknąłem się po długiej chwili w zupełnie innym miejscu. Leżałem w szary pokoju, do którego wpadało nikłe światło zachodzącego słońca. Już wieczór? Zogniskowałem w końcu wzrok i dostrzegłem jakąś postać siedzącą obok łóżka.
– L-Levi? – wychrypiałem.
Usiadłem. Tak, to był on.
– Nie forsuj się, musisz odpoczywać – powiedział.
Złapał mnie za ramiona i przez niego wróciłem do pozycji leżącej. Kiedy zaczął się odsuwać, złapałem go za rękę.
– Levi... jakie straty? – spytałem.
Musiałem wiedzieć. Mimo że prawda na pewno będzie trudna do zaakceptowania, musiałem to usłyszeć.
– Jeszcze nie skończyli liczyć i są też ciężko ranni, ale około jednej trzeciej.
Jedna trzecia. Dużo. O wiele za dużo. Ta misja wymaga poświęceń, ale to nie sprawia, że wiadomość o śmierci tylu ludzi jest łatwa do zaakceptowania. To ja podpisałem wyrok dwa tygodnie temu i to ja jestem odpowiedzialny za ich śmierć.
Nie mogę tak myśleć. To tytany są złem na tym świecie i na nich powinienem skierować swoją złość. Wybić ich co do jednego. Zmiażdżyć przewagą liczebną. Tak, byłoby pięknie.
Zawiodłem jako dowódca. Nie dlatego że tytany zjadły ludzi, ale dlatego że musieli mnie ratować. Wiem, że nie jestem nieśmiertelny i na każdej wyprawie może mnie spotkać to co resztę żołnierzy. Ale chciałem poprowadzić wszystkich do zwycięstwa – czymkolwiek by ono nie było – i sprawić, żeby mi zaufali. W końcu powierzają mi swoje życia.
Usiadłem i spojrzałem na kaprala.
– Levi, czemu tu jesteś?
– Czy to nie oczywiste? Martwiłem się o ciebie, głupku.
– Więc zależy ci na mnie?
Zamrugał swoimi pięknym rzęsami i odwrócił wzrok.
– A jak myślisz? – powiedział cicho.
Nie potrafiłem się powstrzymać. To już nie miało znaczenia. Pragnąłem bliskość Levia tak bardzo jak nigdy dotąd.
Przyciągnąłem go gwałtownie, żeby znalazł się jak najbliżej, żebym poczuł jego zapach. Powoli zbliżałem się do jego ust aż w końcu pocałowałem go. Levi napiął wszystkie mięśnie i zaczął się szamotać. Dopiąłem swego. Pocałowałem go. Zacząłem się odsuwać, ale Levi niespodziewanie jęknął i złapał mnie za rękę. Nie spodziewałem się tego. Uśmiechnąłem się i wziąłem go w objęcia, zapominając o całym świecie.
To było takie... mrrrr... podobało mi się ;) Bardzo fajny pomysł, żeby napisać to z dwóch perspektyw. Domyślałam się, że mniej więcej tak to będzie wyglądać... Koniec końców jestem dumna, opowiadanie fajnie wyszło, tylko coś sporo literówek jak na ciebie xD Ale tutaj treść jest ważniejsza, to się nie czepiam ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ; D
Piękne <3 Moje OTP a to co napisałaś. Aż się popłakałam <3 Chce więcej eruri <3
OdpowiedzUsuńNiestety więcej raczej nie będzie, ale dziękuję za komentarz :)
Usuń